
Kontynuacja relacji fizjoterapeuty Kajakarzy Slalomistów z Igrzysk Olimpijskich. Pierwsza część <Tutaj>
Nastąpił ten dzień, 19 lipca. Wyjazd z „bańki” – wjazd do wioski olimpijskiej. Czy to będzie kolejna banieczka? Nie wiemy. Nikt nie wie. Info przekazane w Polsce przed wyjazdem wydaje się mało wiarygodne teraz, bo sytuacja i organizacja zmienia się w czasie. Jedynie domysły są. I wielka ciekawość. I nadzieja. Że będzie przestrzeń, że nie będzie kłucia w nos, że będzie inaczej… jak najbliżej normalności. Jak w poprzednim poście nadmieniałem, nie było nam źle. Jednak jesteśmy ludzkiego gatunku i takie separacje choć są niektórym potrzebne (na przykład mi) to przedłużony czas spędzania samemu może prowadzić do destrukcji. Choć duchowość i głębszy kontakt sam ze sobą uzyskamy z pewnością mocniejsze, to wyrażanie emocji werbalnie i niewerbalnie do drugiej osoby bedzie z pewnością utrudnione. No i do tego te maseczki…
Przed południem trening robimy, do autobusu włazimy. Kierowca dziwną trasą nas obwozi, jeździ trochę w kółko, trochę naokoło. Jakby ogon chciał zgubić. Wreszcie dojeżdżamy. Z torbami sie ogarniamy i do kolejki po akredytacje ustawiamy. Chwila cierpliwości… ekscytacja i ciekawość rośnie. A wraz z nią radość. Z inności. Dzień wygląda wreszcie inaczej. Jednak 10 dni świstaka pozwala teraz dostrzec zalety zmiany…czegokolwiek jak chociaż harmonogramu dnia. Z bagażami kierujemy się do cieżaróweczki, ktora ma nas zabrać do wieżowca nr.6 przy osiedlu o nazwie SEA. Pozostałe to PORT, PARK i SUN, w których mieści sie kilka bloków zamieszkanych przez różne reprezentacje. W naszym „MORZU” udajemy sie na III pięterko do naszej polskiej Misji Olimpijskiej. Witają nas milutkie twarze polskich dziewczyn i konkretne głosy polskich chłopaków tam pracujących. Wszystkie sprawy związane z logistyką, zakwaterowaniem, testowaniem ogarniają tam tworząc SuperSquad, a ułatwiając nam wiele, przez udzielanie informacji gdzie, co i jak w wiosce. Bo my ciesząc jedynie ryjki za wiele nie czaimy. Jak to w nowym środowisku i na otwartym po kilku dniach terenie. Ale fakt jest potwierdzony. Uśmiech i zadowolenie z buziek nam nie schodzi. Czujemy popuszczenie smyczy i to sprawia nam już wielką radość. Do tego poczucie, że wkraczamy w świat…jakiego wielu z nas jeszcze nie zna. W świat sportu. Sportowców. Najlepszych na świecie. To czuć. Już podczas rozpoznawczego spaceru da sie zauważyć, że będziemy uczestnikami największego święta sportowców. Moje pierwsze wrażenie – patrząc na przystrojone flagami balkony, wydzielone piętra, tłumem i szumek ludzi – jest jakbym był na… Juvenaliach studenckich. Bez kitu. Przywołuje to wspomnienie wspaniałych chwil na miasteczku krakowskiego AWFu, czy przypominające akademiki AGHu. Tylko bez alkoholu, wulgarnych śpiewów i latających z balkonów lodówek:). Zajebiste uczucie, które przypomina ten beztroski okres życia.


Accomodation & food & activity
Wprowadzka do kwatery. Budynki z zewnątrz prezentują się świetnie, ale w środku… okazują tymczasowo, przygotowanymi tylko na Igrzyska domkami z papieru. Dosłownie. Ściany tylko regipsowe, niezakrytymi mawet farbą śrubkami dokręcane, a łóżeczka z papieru. Obczaj focie poniżej.

Ale za to washlet w kibelku i aircondition Panasonica wszędzie. Nie zdziwie się jesli są zsynchronizowane (klimatyzacja zwalnia jeśli wirek w muszli jest potrzebny:). Dla niewiedzących i niedowierzających washlet to klozet z dupopodmywajką, który jest uwielbiany przez wszystkich, nawet tych którzy się do tego nie przyznają.

Może skończe już o wypróżnianiu, a powiem o podjadaniu. Tak, faktycznie zacząłem nie ode tego końca układu pokarmowego:). A to wazna kwestia w wiosce sportowej, gdzie tysiące wygłodnialców chce sie posilić. Aby to było mozliwe to tysiące ludzi musi to żarcie przygotować. A sportowcy wybredni są zarówno w jakości, ilości i czasie. Tak więc musi być dobre, dużo i niemalże 24h na dobe. I tak jest. Każdy znajdzie coś dla siebie zgodnie ze swoją kulturą, upodobaniami i fochami. Jest proteinowo, jest kolorowo i…jest upragnione i wyczekane sushi🍣, po które zawsze najdłuższa kolejka sie ustawia. Nie jest to nawet namiastka sushi z centrum Tokio, ale zawsze coś. Szczurów i kotów nie ma, ślimaków też nie, ale standardowe mięsidła ssaków dostępne. Orzeszków pod dostatkiem. Rożnych sosików również. Ziół nie brakuje. Uczta baltazara. Mniaaam.


Po rozpoznaniu gastro obczajamy Multicomplex – takie medi&leisure&fitness Center. Trzy poziomowy budynek, w którym najnizej znajduje sie Policlinica, czyli wszysyko co trzeba do do interwencji medycznych i fizjoterapeutycznych. Na drugim poziomie rekreacja; stoły ping pong (nazwe tenis stołowy zostawiam do określania gry profesjonalnej), rzutki, gry tv, origami itp. A na trzecim levelu… siłka z wysokiego levelu. Mnóstwo sprzętu, dużo nowoczesności. Takich bieżni jeszcze nie widziałem, na takich ergometrach jeszcze nie wiosłowałem, a rowerki spełniają nasze wysokie wymagania. Stali i żeliwa również nie brakuje. Jak trzeba to sie człowiek rozciągnie i poroluje. Miejsca dużo. Spokojną jogę to raczej z ranka na trawce parków zalecam robić. Piciu i ręczniki dostępne w każdej ilości. Powerade dostarcza iso w saszetkach co jest doskonałym rozwiązaniem. Również w dowolnej ilości.






Podczas popołudniowego szlifa obczajamy jeszcze strefę handlową. Znajduje się bliżej wjazdu do wioski w drewnianych, przypominających nieco japońskie dojo chatkach. Dla tych co nie poznali Japonii to taka namiastka warunków panujących poza Tokio. Jest tam jednak bardzo słabo z dostępnością dóbr jakie ludzkość lubi konsumować. Mały sklepik z czekoladkami, większy z olimpijskimi gadżetami, punkt pocztowy, bank oraz manicure&pedicure, a także fryzjer. Niemalże na każdym rogu i na parterze każdego budynku znajdują się automaty z zimnymi napojami; woda, iso and of course Coca Cola. Szybko rozszyfrowujemy, że podarowany do kazdej akredytacji kawałek drewienka spełnia rolę kluczyka do nielimitowanego dostępu do tych napojów. A idzie ich w gardło mnóstwo. Tempka robi swoje. Wciąż powyżej 32st. Choć z pewnością nie jest to już tak męczące jak na początku pobytu. Po zachodzie słońca udajemy się na obfitą kolację, by po niej smacznie się ululać.
Budzę się nieco później niż w hotelu. Ale zwracam honor w wątpliwości co do jakości papierowych wyrek. Materace są naprawdę dobre. Jak się okazuje, można je nawet spersonalizować w Multikomplexie zmiękczając lub utwardzając strefę nóg, tułowia lub głowy. Długósci jednak to nie zmienia i zastanawia mnie jak radzą sobie wysokie osobniki, jak choćby koszykarze 3×3 mieszkający z naszymi kajakarzami. A są od nich wyżsi i ciężsi przynajmniej o piszczele. Wspomnieli coś o dokładkach pod te części ciała.
Warunki mieszkalne nie umywają się w porównaniu do tych sprzed kilku dni. Z luksusowych, przestrzennych pokoi hotelowych zmieniamy na czteroizbowe, dwuosobowe, regipsowe kapsułki. Dla tych przyjeżdżających muszę podać kilka szczegółów; mydełek w łazienkach nie ma, po wzięciu prysznica błotko robi się nie tylko tam. Spowodowane to jest codziennym gromadzeniem się pyłu. Na balkonie podobnie. Nie pytaj mnie skąd się bierze. Plus taki, że na recepcji do wzięcia ręczniki i pościel w każdym momencie. Badź przygotowany, że przejscie na boso z pokoju do pokoju przyklei troche dziadostwa do Twoich podeszw, które chcąc nie chcac zafarbią Twoją pościel na kolor brudny:). Na ciszę, przy głośnych sąsiadach też nie licz. Nie chce by to zabrzmiało jakbym narzekał, bo doceniam co mam, ale jakby przygotowuje tych bardziej „fusy” na realia.

Krąży troche plotek po świecie na temat wioski. Na przykład pewnego ranka odpalając net (tryb samolotów na każdą noc konsekwentnie włączam) a tam mailik od znajomka z linkiem onetu na temat żarcia w wiosce. Wybrzmiewał bardzo negatywnie. Pozwolił mi jeszcze bardziej przekonać się jak media szukają sensacji. To był totalny bulshit. Poniżej kilka foci to potwierdzających.




Jeśli ktoś narzekałby na jedzenie tutaj to znaczy, że nie człowiek jest. Narzekać można ewentualnie na zbyt dużą możliwość wyboru, więc ludzie kochający jeść będą musieli sobie radzić z nieprzejedzaniem się (ja mam z tym problem, chce wszystkiego spróbować a ściany żołądka już nie chcą sie więcej rozepchać). Jednak moje zasady bezkawowej vege środy czy piątkowy 36godzinny post robią robotę, bo jedząc jak świnka, tracę na wadze. Choć nie chce być już chudszy to taki się staje. Dobrze sie czuje, jednak jeśli łapka spadnie jeszcze troche to chyba bedzie trza chleba albo makaronu dorzucić do diety. Bo obecnie to się jakoś samo wykluczyło. W tym temacie fajnie razem z partnerami treningowymi Pierre (FRA) czy Silvan (SUI) – którzy takze są fizolami nadaktywnymi ruchowo ) stwierdzilismy, że po to tyle sie ruszamy by móc zjeść podwójne śniadanie czy potrójny obiad. I taka prawda. Jest zielone światło na obżarstwo wtedy. Bo nie czarujmy się bez treningu owocowy posiłek z jogurtem i miodem uśpiłby, przepity soczkiem czy ryżowym, słodkim mlekiem uśpiłby mnie momentalnie poprzez wybuch insuliny z trzustki. Na stołówce mozna ponarzekać także na hałas. Ciągły tłum, nie pozwala na zjedzenie w ciszy. Z ratunkiem przychodzi Casual Dinning, który oferuje skromniejszą, ale bardziej japońską kuchnię. Tez wystepują tam covidowe szyby, ale śniadanie można zjesc naprawdę spokojnie. Do tego babeczki japoneczki zachęcają swoimi piskliwymi głosikami by tam wejść i zjeść cokolwiek. Generalnie tutaj jest wrażenie, że sprawiasz Tubylcom przyjemność korzystając z jakiejkolwiek ich gościmy, a jak podziękujesz czy poprosisz w ich języku to już są wniebowzięci.
Jeśli jesteś early bird’em albo porannym lwem to by mieć ciszę podczas rozruchu musisz przed godziną 5:00 załatwiać sprawę. A i nawet wtedy, trenujący sztuki walki🥋 ponawiają się ze swoimi charakterystycznymi okrzykami na wydechu. Uwielbiam ich. Jest to dla mnie takie mistyczne. Ogólnie wioska budzi się bardzo wcześniej.

Działanie Misji Olimpijskiej
Na Igrzyskach jestem pierwszy raz. Mnóstwo nowych przeżyć dla mnie. Doświadczeń, które lubię zdobywać. Ludzie, których lubię poznawać. Nie będąc tutaj nie wiedzialbym pewnie co to Misja Olimpijska i po co to jest. A jest to ważna sprawa. Wydzielona grupa ludzi (nieprzypadkowych), którzy są wsparciem w wielu aspektach. Od pierwszych pomocnych słów powitania, przez logistykę, organizację dnia, załatwiania transportu czy testowania. Tak naprawdę jeśli nasuwa sie pytanie, czy pojawia sie problemik to najpierw lecimy do 307. Czy trzeba samochód, czy msze, czy rozpiske występu Polaków itp. i tak schodzimy (albo wychodzimy do 307). Obok w 306 jest Misja Medyczna, gdzie ja spędzam troche czasu dyżurując i praktykując fizjoterapie. Mamy tutaj niepisaną (albo pisaną na Whatssupie) zasadę, że pomagamy sobie bez względu na płeć, rasę, czy rodzaj dyscypliny potrzebującego sportowca. Kto może dzieli się czasem, energią, umiejętnościami czy wiedzą. Dobry klimacik tutaj panuje, a nad wszystkim pan Hubercik piecze sprawuje.

Gdy jest dzień za dniem podobny, a nawet bardzo taki sam, każda zmiana jest czymś nadzwyczajnym. U nas taka następuje kiedy dolatują z Polski Prezes PZKaj T. Wróblewski, Team Leader B.Popiela i doctor K.Malec. Od teraz nasza ekipa jest kompletna oraz zwarta i gotowa do zbliżających się startów.
Zasady wioski olimpijskiej
Nie opuszczać jej. Nie wychodzić. Nosić maskę. Dobrze się prowadzić. Dużo uśmiechać. Prezentowac swój kraj i pokazywać z jak najlepszej strony. I na czczo pluć do fiolek, by udowodnić, że się nie ma covida. Codziennie rano wypełniony salive’ą koszyczek zamówimy do Misji by stamtąd poleciała do laboratorium. Ale co naprawde się z nią tam dzieje to nie wie nikt. Ważne, że negatywne feedbacki stamtąd dochodzą:)

Free Time

Każdy po swojemu. Są możliwości. Są miejsca. Z 250m tracka biegowego nad torem, zrobiło się 3500m lapa naokoło wioski. Po asfalcie, ścieżkach, trawie. Prowadzą one po interesujących miejscach jak kółka olimpijskie, monumenty (na przykład mu czci zmarłych na Igrzyskach i ze wstążkami z intencją za bliskich zmarłych). Jest kilka zatoczek z miękkim podłożem i rurkami do ćwiczeń. Ławeczki też do poczytki książeczki się znajdą, a przy zachodzie słońca city view z balkonu czy w parku jest nieziemski. Tym bardziej przy wczorajszej pełni 🌝.


Jest możliwość skorzystania z fotelów masujących i głowę luzujących. Sam juz dwa razy skorzystałem. I choc nie lubie gadżetów tego typu to przyznaje i zmieniam zdanie, że dobrze mi robią i postaram sie jeszcze z nich skorzystać.

W wiosce są odprawiane msze katolickie w niedzielę. Kapelan Edward powie zawsze kilka słów, które dają do myślenia i mogą zmienić pogląd na różne sytuacje. A dodanie wiary z pewnością ujmuje stresu, którego tutaj sportowcom nie brakuje.


Daily routine
Życie w wiosce z dnia na dzień to też taki powtarzający sie cykl. Wyjazdy na treningi autobusami z wyznaczonych peronów, w zależności od uprawianych dyscyplin. Rozjeżdżają się do docelowych pktów (stadiony, hale, tory). Cykl zmienia się, gdy pojawiają sie starty. W naszym przypadku są to stałe, wyznaczone godziny w kazdej konkurencji. Tak więc przed śniadankiem trening, po śniadanku dyżur w medycznej 306tce i na tor. Startujemy. Jako pierwszy Grzesiek w C1M. Potem Klaudia w K1W. Walczą o półfinały, a potem daj Bozia finały. Wracają do Polski, a walke zaczyna Ola w C1W i Krzysiek w K1M. Zawody rozciagniete maksymalnie jak się da. Pod broadcasting i z pewnie roznych innych względów. My do tego nie przyzwyczajeni. Wszystko to rozgrywamy zazwyczaj w dzień czy dwa. Jest to kolejny czynnik zmieniający nasze przyzwyczajenia podnosząc przez to presję i przypominajac o wysokiej (najwyższej) randze zawodów. Wieczorem powrot na zmęczeniu emocjonalnym, więc każdy odreagowuje w swój sposób. Ja to robie na siłowni. Potem praca fizjo z wplecioną w to kolacją.

W pewien wieczór testujemy jeden z samochodzików bezobsługowych, które krążą naokoło wioski. Wprawdzie jest tam człowiek wyznaczony do przyciskania GO lub STOP ale kierownicy brakuje.
W pewien poranek robię obchód wioski przed sniadaniem. Chce zobaczyć jak żyją i mają się inne kraje. A mamy tam znajomych i naszych ludzi. Gdy pod którymś z bloków wyczuwam pozytywny beat, zatrzymuje sie ma chwile przeczytać kilka stron książeczki. Gdy pojawia sie ochota, albo niewygoda pozycji siedzącej zmieniam lokum podążając w głąb wioski. I tak kilka razy. Przyznaje, że miejscówki niektórych, raczej rych większych nacji robią wrażenie. Mają do dyspozycji całe bloki. Pewnie juz wcześniej zabookowane z odpowiednim widokiem, choćby na Rainbow Bridge, którego każde oko tutaj zauważy. Na szczególne uznanie zasługują lobby i strefy relaksu oraz fitness i kibica takich druzyn jak Netherlands, Great Britain, czy Brazylua ze swoimi rozwieszonymi przed wejściem hamakami. Niemieckie loże relaksu też zwrocily moją uwagę. Jednak konkurs wygrywa Kanada ze swoim łosiem i dostępnym piwem i kawą dla sztabu.



Right person in right place
Tak czuję. Że jestem we właściwym miejscu. Gdzie sami sportowcy. Najlepsi ze świata. Nie chodzi mi o porównywanie się do nich. Chodzi mi o podziwianie ich. Przebywanie z nimi. Rozmowy z nimi. A każda wnosi mi coś innego do mózgu. Z kazdej przekonuje się jaką kto ma historię, determinację, na zdobycie mistrzostwa. Wyczuwam te cechy charakteru, osobowości, ten upór, tą wiarę, tę nadzieję. To mistrzowskie podejście do osiągania celów, perfekcjonizm. Wyrzeczenia, pokorę. Radość z tego co sie udaje i smutek z tego co sie nie udaje. Kończe już bo zaczynam filozofować za dużo. Ale ja tak mam. Już mnie ciary i rozkminy nachodzą. A co bedzie jak starty nadejdą?

Ceremonia otwarcia
Piątek 23/07. Wieczorne godziny czasu japońskiego. Zaczynają sie zbierać ludziska. Autobusy ustawiają sie pod hotelami. Wszyscy na galowo. Co kraj to inny strój. Ten jedyny. Przeznaczony na ceremonie otwarcia. Choć nie wszyscy tam pójdą, to wszyscy w piękne łaszki wskakaują. Atleci mogą jechać na stadion olimpijski jesli chcą, reszta staff’u przed telewizory (takie zasady covidowe). Jednak wszyscy zobligowani i chętni do pozowania przy kółkach olimpijskich. Piekne fotki (dzieki Ola, dzieki Karol), piekne ubranka (dzięki 4F), piękni ludzie (dzieki Boże:). Atmosfera czadowa. Teraz jak prawdziwe juvenalia! Kogo nie ma…to kanalia! (wybaczcie, poniosło mnie…ale to dlatego, że tak baaardzo miło wspominam te czasy). Z naszego składu do autobusu wsiada tylko Ola – ma jeszcze długi czas do startu, wiec moze sobie pozwolić na krótszą noc i kilkugodzinny dyskomfort stania. Jednak przeżycie niezapomniane i warte wszystkiego. Da sie czuć atmosfere Igrzysk. Jest gorąco, nie tylko ze względu na temperature powietrza. My po kilku kilku(nastu) serialach, samojebkach i grupówkach idziemy zapić ten moment symboliczną kawunią Costa.





Outside of the village
Nie można. Nie wskazane. Nie zalecane. Nasze akredytacje nie pozwalają na poruszanie się po miejscach rozgrywania innych sportów. Tak więc poniższe zdjęcia są falsyfikatem, a wszelka nasza obecność jest tam (nie)przypadkowa:)






Olimpijskie zwyczaje
Przede wszystkim wspieramy się nawzajem. Mam na myśli inne sporty. Często bardziej emocjonalnie niż we własnej grupie sportu. Ale jak to w życiu jest, dziwić nie może; ludzka rzecz „wypalić” się czy znudzić pięcioletnią „orką treningową” z tymi samymi osobami. Dlatego nierzadko widać grupki tworzące się z podobnych charakterów i osobowości, których dodatkowo łączy jeden rodzaj dresu. A przyznaje, że jestem dumny widząc naszych na „spacerniaku” czy stołówce, pięknie prezentujących orzełka na piersiach. I choć nie jesteśmy potęgą na tych igrzyskach (215 zawodników) to rzucamy się w oczy i mam wrażenie, że jesteśmy pozytywnie odbierany przez inne kraje.
Dowodem tego może być choćby fakt, jak chętnie jesteśmy zaczepiani z prośbą o wymianę „pinów”. Tak nazwane są przypinki, które otrzymuje każdy uczestnik przed wyjazdem na Igrzyska. Zwyczajem jest wymieniać sie nimi z przedstawicielami innych krajów bez względu na rasę, płeć czy orientację seksualną. Jednoczy to, łamie granice, zwiększa wiedzę (bo kto wie jak powiedzieć dziękuję w języku, który obowiązuje w kraju o nazwie Gabon, nie wspominając już o wskazaniu lokalizacji tego miejsca na mapie). Poniżej focio z 70cioma pinami przypiętymi do paska akredytacji naszej wioślarskiej medalistki Agnieszki.

A propos medali to cuuudowne jest uroczyste ogłoszenie pierwszego zdobytego medalu dla kraju. Na parterze naszego hotelu, licznie zebrani klaskaliśmy niemalże uszami ciesząc się ze srebra zdobytego przez 🥈Marysię, 🥈Agnieszkę, 🥈Martę i 🥈Kasię. Kocham Was Dziopy!



A tutaj nieco więcej emocji…

Po tym energetycznym i noezwykle miłym przeżyciu udajemy się do hotelu na ostatni nocleg. Nieprzypadkowo znajduje się w magicznej Asacusie, skąd podsyłam po cichutku jedną fociunię. Bo to podobno nielegalne.

Summarum
IGRZYSKA OLIMPIJSKIE to bez wątpienia mega wydarzenie. A nawet giga bym to nazwał. Jest to bez wątpienia największe święto sportowców. Okres kiedy sportowiec czuje sie wyjątkowy, a gęba aż do stóp cieszy się z pobytu tutaj. Są emocje. Są łzy, szczęśliwe i smutne. Lecz mimo wszystko czuć radość. Bardzo dziękuję wszystkim i Wszystkiemu za to, że mogłem tutaj być. A moje buntownicze i pesymistyczne nastawienie do przed przylotem tutaj uważam za jakiś błąd w Matrixie i kasuje to od razu. Na pięć kółeczek olimpijskich bedę patrzył z pewnością teraz inaczej. Nabrały one dla mnie wiekszej wartości i będą przypominać niesamowite chwilę.

Konichiła!
Ok. super. gratulujÄ. Może o ViP-ach ?
Tadeusz Wróblewski
Prezes ZarzÄ du
[pzkaj_v11 logo]
Polski ZwiÄ zek Kajakowy
Polish Canoe Federation
ul. Jana Kazimierza 45 lok. U7
01-248 Warszawa
T: +48 22 837 14 70 / T: +48 22 837 40 59 / M: +48 695 795 599
E: tadeusz.wroblewski@pzkaj.pl / W: pzkaj.pl
NIP: 527-15-42-951 / REGON: 000866521
[cid:image006.png@01D3FCAF.B8BFCBD0] Zanim wydrukujesz tÄ wiadomoÅÄ pomyÅl o Årodowisku.
Zgodnie z art. 13 ust. 1 i ust. 2 Ogólnego rozporzÄ dzenia Parlamentu i Rady Unii Europejskiej o ochronie danych osobowych z dnia 27 kwietnia 2016 r. informujemy, że:
– Administratorem Danych Osobowych jest Polski ZwiÄ zek Kajakowy z siedzibÄ w Warszawie przy ul. Jana Kazimierza 45/U7, wpisany do Krajowego Rejestru SÄ dowego prowadzonego przez SÄ d Rejonowy dla m. st. Warszawy w Warszawie, XII WydziaÅ Gospodarczy, pod numerem KRS: 0000025077, e-mail: office@pzkaj.pl, tel. +48 22 837 14 70;
– podanie przez Pana/PaniÄ danych osobowych w korespondencji mailowej jest dobrowolne, lecz niezbÄdne do celów udzielenia odpowiedzi na przedstawione zagadnienie;
– przetwarzanie Pana/Pani danych osobowych w celu udzielenia odpowiedzi na przedstawione zagadnienie, co stanowi nasze uzasadnione interesy i odbywa siÄ na podstawie art. 6 ust. 1 lit. f) Ogólnego RozporzÄ dzenia Parlamentu i Rady Unii Europejskiej o ochronie danych osobowych z dnia 27 kwietnia 2016 r. i zgodnie z zasadami okreÅlonymi w niniejszym RozporzÄ dzeniu;
– kontakt z inspektorem ochrony danych osobowych u Administratora, którym jest pani Ewelina Fiks, możliwy jest pod adresem e-mail: ido@pzkaj.pl;
WiÄcej informacji znajdziecie PaÅstwo w Informacji o przetwarzaniu danych osobowych
********UWAGA********
Niniejsza wiadomoÅÄ wraz z ewentualnymi zaÅÄ cznikami zawiera poufnÄ korespondencjÄ. Jeżeli odbiorca tej wiadomoÅci nie jest jej adresatem, informujemy, że otrzymali jÄ PaÅstwo omyÅkowo oraz że jej rozpowszechnianie lub kopiowanie jest zabronione. W przypadku omyÅkowego otrzymania niniejszej wiadomoÅci prosimy o niezwÅoczne powiadomienie nas o tym telefonicznie (+48 22 837 14 70) oraz o niezwÅoczne usuniÄcie otrzymanej wiadomoÅci oraz ewentualnych zaÅÄ czników. DziÄkujemy.
PolubieniePolubienie
Pingback: IO – PIOTR PRUSAK ADHD